Wracając z dworca, spotkałam płaczącą kobietę, tak na oko- 35 lat. Wyglądała niezwykle żałośnie, zanosząc się szlochem. Wszyscy omijali ją i mknęli przed siebie. Stanęłam przed nią… i nie wiedziałam co zrobić. Nie mogłam jakoś tak swobodnie obejść a z drugiej strony, miałam pustkę w głowie i za bardzo nie wiedziałam jak się zachować. Spokojnie odłożyłam wszelkie targane pakunki i spenetrowałam swą torbę w poszukiwaniu chusteczek. Podsunęłam je nieśmiało i niepewnie. Te wielkie mokre oczy spojrzały na mnie i szybko się zamknęły przed kolejną falą łez. Drżącymi rękami wzięła jedną i przetarła twarz. I tu nastąpiła kulminacja. Nie myśląc o niczym, nie rozważając za i przeciw spytałam: Czy chce się pani przytulić? Sama nie wierzyłam w to co mówię. Po prostu palnęłam.
W oka mgnieniu kobietka przylgnęła do mnie i bardzo, ale to bardzo mocno się przytuliła. Odwzajemniłam jej uścisk i pozwoliłam odsunąć się na “bezpieczną” odległość. Zanim dotarło do mnie co się stało, pani z mokrymi śladami pod oczami, podziękowała i odeszła. Stałam jeszcze w chwilę w miejscu, po czym sięgnęłam po leżące torby i zamruczałam pod nosem "To by było chyba… tyle".
W filmie "Żelazna dama" padają słowa: “Dzisiaj wszyscy chcą być Kimś. W moich czasach każdy chciał zrobić Coś.”
Myślałam nad tym, kreując w głowie szczytne akcje, wielkie plany, stwarzając ogromne możliwości. Dziś dotarło do mnie, że tym najmniejszymi gestami zmieniamy wszystko. Mogę na początek kogoś przytulić. Nawet nieznajomą. Wystarczy tylko tyle. A zarazem jak wiele!