poniedziałek, 13 stycznia 2014

Zbawienie świata w kilku krokach- szkic


Wracając z dworca, spotkałam płaczącą kobietę, tak na oko- 35 lat. Wyglądała niezwykle żałośnie, zanosząc się szlochem. Wszyscy omijali ją i mknęli przed siebie. Stanęłam przed nią… i nie wiedziałam co zrobić. Nie mogłam jakoś tak swobodnie obejść a z drugiej strony, miałam pustkę w głowie i za bardzo nie wiedziałam jak się zachować. Spokojnie odłożyłam wszelkie targane pakunki i spenetrowałam swą torbę w poszukiwaniu chusteczek. Podsunęłam je nieśmiało i niepewnie. Te wielkie mokre oczy spojrzały na mnie i szybko się zamknęły przed kolejną falą łez. Drżącymi rękami wzięła jedną i przetarła twarz. I tu nastąpiła kulminacja. Nie myśląc o niczym, nie rozważając za i przeciw spytałam: Czy chce się pani przytulić? Sama nie wierzyłam w to co mówię. Po prostu palnęłam. 
W oka mgnieniu kobietka przylgnęła do mnie i bardzo, ale to bardzo mocno się przytuliła. Odwzajemniłam jej uścisk i pozwoliłam odsunąć się na “bezpieczną” odległość. Zanim dotarło do mnie co się stało, pani z mokrymi śladami pod oczami, podziękowała i odeszła. Stałam jeszcze w chwilę w miejscu, po czym sięgnęłam po leżące torby i zamruczałam pod nosem "To by było chyba… tyle".

W filmie "Żelazna dama" padają słowa: “Dzisiaj wszyscy chcą być Kimś. W moich czasach każdy chciał zrobić Coś.” 

Myślałam nad tym, kreując w głowie szczytne akcje, wielkie plany, stwarzając ogromne możliwości. Dziś dotarło do mnie, że tym najmniejszymi gestami zmieniamy wszystko. Mogę na początek kogoś przytulić. Nawet nieznajomą. Wystarczy tylko tyle. A zarazem jak wiele!

Na co czekasz? Idź!

Ta historia zaczyna się sześć lat temu. W 2007 roku przyjaciółka zaciągnęła mnie na próbę do spektaklu, który poruszał tematykę HIV/ AIDS. Fabuła była prosta a przekaz jasny jak słońce- każdy za nas może zarazić się wirusem HIV, ale to nie skreśla człowieka z życia. Gdzieś wyczytałam, że w Polsce 70% zarażonych nie wie, że jest nosicielem - taka dygresja. 


Rok później same z Anią napisałyśmy scenariusz do przedstawienia, obstawiłyśmy rolę wspaniałymi ludźmi i tu muszę się pochwalić - ówczesna wschodząca gwiazda - Kamil Bednarek zagrał główną rolę  i zaśpiewał finałową piosenkę. W tym miejscu  trzeba podziękować Adrianowi Najczukowi, który wspaniale zastąpił w potrzebie Kamila. :) Jestem bardzo dumna z tamtego wydarzenia. Postawiłyśmy na metaforę, lekką psychodelę i retrospekcję. Mój pierwszy scenariusz! :)  


Mija trochę czasu, człowiek przemierza kolejne kilometry, spotyka coraz to nowsze osoby i nagle dostaje propozycję. W grudniu poproszono mnie, bym zasiadła w jury III Opolskiego Festiwalu Spektakli Profilaktycznych. Razem wybraliśmy występ, który zawierał w sobie cały przekrój tematów poruszonych na przeglądzie- brak wzorca. Nie wiem czy rodzice zdają sobie do końca  sprawę z tego, jak postrzegani są przez swoje dzieci. Jak wielkie pokłady zaufania i wiary się pokłada w mamie, tacie, ale to chyba refleksje na inny czas. Dziś bardziej o mnie. :) Dzięki temu, że mogłam się pojawić na tym festiwalu jako jury, dotarło do mnie w którym miejscu jestem. 6 lat temu zaczęłam jako statystka, dziś zasiadłam w jury. Ogromne wyróżnienie! Traktuję to też jako wizualizację tego co mogę osiągnąć w innych dziedzinach i daje mi to jeszcze większą motywację do działania, odwagę i pewność siebie. 
Na koniec chciałabym podziękować wszystkim, którzy zaczęli ze mną tę podróż, dołączyli w trakcie, zostali na przystankach i tym, którzy czekali na mecie. A sobie dziękuję najbardziej. :)

Na ratunek - teatr. Krótko o spektaklu 'Mayday"

Miałam pewne wątpliwości do co "Mayday'a". W gimnazjum już raz byłam na tej sztuce i pamiętam, że świetnie się bawiłam. Ale czas płynie i obawiam się wracać do młodzieńczych radości, bo a nuż okaże się, że wcale nie były takie fajne. Można się przecież rozczarować, że obraz w głowie nie pokrywa się z rzeczywistością. "A po co burzyć takie fajne wspomnienia?" Postanowiłam zaryzykować. Może być przecież zabawnie! I tak oto podbudowana udałam do opolskiego teatru.

fot. Teatr im. Jana Kochanowskiego w Opolu

"Mayday" to historia londyńskiego taksówkarza - bigamisty, któremu los krzyżuje plany na spokojne życie, ups.. życia małżeńskie. Komedia spektakularnej gimnastyki kłamstwa i logiki. Niejasności i pomyłek. Lawiracji rodzinno-partnersko-sąsiedzkich. Perypetie Johna Smitha bawią do łez a każda z postaci wprowadza coś promieniującego do całości, przez co trudno wybrać swojego ulubieńca. 

fot. Teatr im. Jana Kochanowskiego w Opolu
    Krystyna Janda powiedziała o "Mayday'u", że można zajadać się nim jak landrynką. Faktycznie tak jest! Landrynek nigdy dość, dlatego polecam wszystkim, którzy się wahają przed pójściem na sztukę. Za pierwszym, drugim i trzecim razem bawi tak samo dobrze!
Z drugiej strony, landrynki psują zęby. Kłamstwo Johna ma krótkie nogi i z kolejnym krokiem oraz bardziej utyka. Jak ostatecznie zostanie oceniony? To pozostawiam Wam. Pewne jest to, że "Mayday" to idealna propozycja na chandrę, sesję, zarysowaną karoserię, tonę dokumentów na biurku, deszcz, brak internetu, nadwagę, pryszcz na twarzy w ważnym dniu, zjedzone przez psa kapcie, noworoczne postanowienia. Na wszystko. 


Mayday/ Run for your wife -Ray Cooney
Reżyseria i scenografia: Tomasz Konina

Szukaj na tym blogu