czwartek, 26 marca 2015

W szpilkach po Opolu to wyczyn

Deszczowa aura, która dopisywała dziś od samego rana nieco zmusiła mnie do poruszenia wstydliwego tematu. 

Ulicy Grunwaldzkiej. 

Często tamtędy chodzę z racji pracy, ale to naprawdę świetny skrót w centrum miasta. Zresztą też bardzo urokliwy. Żaden jednak czar starych drzew i wdzięcznych kamienic nie przykryje tego poczucia wstydu, gdy woda ukryta pod chyboczącą się płytką obrzyga Ci nogi, pół płaszcza i torebkę. Żaden. Człowiek po kilku latach powinien się nauczyć, na którą można następować a gdzie stopy lepiej nie kłaść. Pośpiech jest jednak złym doradcą i zawsze po/w trakcie deszczu jestem ofiarą ulicy Grunwaldzkiej. I nie jestem w tym osamotniona.

Na szczęście nie jesteśmy w Anglii i deszcz nie pada wiecznie. Niestety. Nie wpływa to w żaden sposób na poprawę wizerunku Grunwaldzkiej. Jest równie krzywo i niebezpiecznie, tyle, że sucho. Niejeden połamany obcas tam pozostał, a ile czubków drogich (sercu na przykład) szpilek, czółenek, sandałków, półbutów, kozaków, oficerek obdartych. Szlag by to! Szlag by to po raz drugi! 

Wszyscy narzekają, że fatalny stan; że urąga centrum miasta; że nie ma za co zrobić, ale z żadnej strony cienia szansy, że Grunwaldzka kiedykolwiek zostanie wyremontowana. Miasto mówi, ze czekają na schetynówkę. Napisałam nawet wniosek do budżetu obywatelskiego na remont ulicy, który podpisali studenci ale niestety nie przeszedł dalej. Może nawet dobrze, bo po dłuższych rozmyślaniach doszłam do tego, że budżet obywatelski ma inne cele niż łatanie dziur w ulicach. Teraz już nie pamiętam na ile wyceniłam...

tu będzie teraz dygresja

To było supertrudne zadanie - wycenić remont Grunwaldzkiej. Korzystałam z wniosków złożonych w innych miastach ale widełki cenowe były tak wielkie, że nie sposób się sensownie osadzić w realiach. Świetnym pomysłem jest cennik miejski, który wprowadzono w Gdańsku, Lublinie i Rudzie Śląskiej. Gdyby pokazano ile kosztują pewne rzeczy, wierzę, że zwiększyłaby się też świadomość mieszkańców. Skąd inaczej wiedzieliby ile kosztuje postawienie znaku drogowego (236 zł), naprawa dziury w drodze (120 zł/m2), oczyszczenie pomnika z grafitti (31 zł/m2), ustawienie łąwki z oparciem (1 046 zł)? No nie każdy ma zacięcie do wgryzania się w dokumentacje finansowe a taki dostępny Cennik Miejski w postaci czy to infografiki (byłoby super!) czy tabelki w Excelu/Wordzie/whatever na stronie www.opole.pl to kolejny krok do sprawnej komunikacji z mieszkańcami - podmiotami w dyskusji o mieście. 

koniec dygresji

ale nie spodziewałam się kwoty 3 milionów złotych. Za nieco ponad pół kilometra. Nieco ponad 500 metrów mówiąc inaczej. Nie wiem skąd te ceny się biorą. Bardzo chciałabym zrozumieć. Bardzo.  Z Na to m.in. idą moje podatki. Zdaję sobie sprawę, że to stara część miasta, wąska ulica przy której rosną wiekowe drzewa i ich korzenie rozpychają nawierzchnię, ale żyjemy w XXI wieku i da się takie rzeczy sprytnie rozwiązać. I nie mam tu na myśli wycinki.

"W założeniu drogowców po remoncie ul. Grunwaldzka ma być zielona, z uporządkowanym parkowaniem i utrzymana w klimacie śródmieścia. Dziś ulica jest niedostatecznie oświetlona energochłonnymi lampami rtęciowymi. Ponieważ znajduje się w historycznym centrum miasta, również oświetlenie zostanie wymienione na nowe (ratusz chciałby, by było oparte na stylowych latarniach).
- Chcielibyśmy, by w swoim charakterze ulica Grunwaldzka była podobna do ulicy Szpitalnej. Najprawdopodobniej zostanie też objęta strefą ograniczonej prędkości - mówi Mirosław Pietrucha.

Dodajmy, że na remoncie skorzystają cykliści, bo inwestycja obejmie również ul. Matejki, wraz z utworzonym tam kontrapasem rowerowym."

pisze red. Zapotoczny w artykule sprzed 6 miesięcy.  W Nowej Trybunie Opolskiej red. Janowski ponad rok temu pisał o planowanym remoncie w związku z wymianą przedwojennych rur kanalizacyjnych. 

"Przedstawiciele spółki już konsultowali remont z Miejskim Zarządem Dróg i usłyszeli, że docelowo jezdnia na ulicy Grunwaldzka ma być w całości w kostce brukowej. Solidna kostka - choć przykryta przez lata asfaltem - już tam jest, a odpowiednio ułożona byłaby dla drogowców lepsza, bo tańsza w utrzymaniu." 


I tu mną zatelepało ponownie. Bo choć kostka ładnie wygląda, to jest bardzo niepraktyczna. Zwłaszcza dla kobiet. Idealnym przykładem jest beznadziejny plac przed Dworcem Głównym PKP. Armagedon obcasów! Nie ma możliwości, by bez zawahania o stawy skokowe, przejść przez niego swobodnie. Tym bardziej kiedy człowiek spieszy się na pociąg. 
Że też nikt nie wziął tego pod uwagę projektując/wykonując takie roboty! Prosta rzecz a jak cieszyłaby i pomogła na co dzień. !





W Opolu nie ma chyba płaskiego bezpiecznego chodnika, na którym nie trzeba martwić się o zniszczenie butów, skręcenie kostki czy turbulencje wózkowe. 

A nie, przepraszam, jest!  

Mały Rynek. 
źródło: www.grupalokalna.pl 
Ostoja betonu. Kamienne serce miasta. Step akermański. Równina opo-centralna. Pustynia płytowa. Opolska sawanna. Jak tu nie zakwitnąć z miejskim życiem? ;) 

Co o tym myślisz? Napisz komentarz, może razem do czegoś dojdziemy. 

niedziela, 15 marca 2015

Obejrzałam "50 twarzy Greya"

Obejrzałam "50 twarzy Greya". 

Czy miałam oczekiwania co do filmu? Szczerze mówiąc nie. Przeczekałam, aż fala euforii/nienawiści filmu przejdzie, ominie mnie i na spokojnie obejrzę zamęt siejącą produkcję. Od razu mówię, że książki nie czytałam. Wnioski, które za chwilę przeczytacie, opierają się na spostrzeżeniach wyniesionych tylko z filmu. 

Odpalcie poniższy klip i czytajcie. 



Czytając różne teksty spotykałam się z zarzutami, że...

"Filmowy Christian Grey nie jest przystojny"

Jak dla mnie jest. Ma wysportowane ciało, ładną twarz i ciemne oczy, z których bije niebezpieczna pasja. I to jest chyba klucz do męskości Greya. Jest naelektryzowany pasją i roztacza ją wokół siebie. A przyznacie to (lub też nie), że nie ma bardziej pociągającego mężczyzny od tego zapaleńca, przeżartego wizją. 

P.S. Typ urody Greya nie jest moim ulubionym, ale gdyby Greya grał Aleksander Skarsgard... dobry Jeżu Anaszpanie! Wióry! Wióry by leciały! :) 

 
Miałam już więcej nie wrzucać jego zdjęć, ale obejście się bez tego widoku jest niemożliwe. Oto smakowitość nad smakowitościami: ;)


"Filmowa Anastazja Steele wygląda jakby miała się za chwilę rozpłakać"

Faktycznie, ja też to zauważyłam. Widzę to jednak w kategorii hiperbolizacji stereotypu studentki literatury jako wiecznej marzycielki, żyjącej w połowie w realu a w połowie w książkach, które przeczytała. Wszystkie dziewczyny, które znam z filologii polskiej to mocno na ziemi stojące babki z arcykrytycznym podejściem do otaczającej je rzeczywistości. Konkretne babki! Mnie osobiście to w nich urzeka. Raz też usłyszałam od przyjaciela, że najseksowniejsze kobiety to te po filologiach. Doskonale wychwytują metafory, zabawę słowem i jak nikt inny potrafią czytać między wierszami. 


"Taki film erotyczny, a tylko parę scen seksu było!"

Nie wiem jaki w założeniu miał być ten film. Widziałam w nim ciekawe ujęcia, ale jeśli miałby ktoś ochotę na film erotyczny, to dla mnie takim zabójczym strzałem jest "Nagi instynkt". Jest wszystko tam co powinno być w dobrym, trzymającym w napięciu filmie. A wracając do Greya, to szczególnie ujęło mnie zbliżenie na usta Anastazji "przegryzającej" ołówek z napisem GREY podczas wykładu. Takie smaczki, które wplatają trochę zmysłowości w obraz. Nie uważam jednak, by Grey był z kategorii erotycznych. 

  

Wnioski detektyw Kurowskiej na pytanie: "Co stoi za sukcesem 50 twarzy Greya"? 


Można wieszać na nim koty i psy. Że słaby jak spot promocyjny UO na 21-lecie, że nijaki jak woda po gotowaniu pierogów i rozdmuchany marketingowo jak usta Amandy Lepore . Mimo wszystko spora część kobiet oszalała na jego punkcie. Dlaczego?

1. Christian Grey to seksowny i pożądany przez wszystkich (media, kobiety) facet, który spotyka zwyczajną dziewczynę - pannę Steele. 

Patrz chociażby: "Zmierzch", "Kopciuszek", "Preety woman", "Anna i Król", "Dlaczego nie!"

2. Chrisitan Grey jest piekielnie bogaty. 

Tu trzeba wyjaśnienia:
Mnie, jako kobietę osadzoną w świecie ukazanym, kręci to, bo dzięki temu nie muszę zamartwiać się o pierdoły typu zepsuty laptop, stary samochód. 
Jeśli chcę iść na randkę, to nie zabiera mnie do Papy Jacka tylko na lot szybowcem. 
Jest nuta ekscytacji nowością, rozmachem i możliwościami, bo od tej pory mogę sobie pozwolić na bycie rozpieszczaną. Żadnych zmartwień. Z wyjątkiem poniesionej później ceny za takie prezenty. Ale to później... 

3. Christian Grey - pożądany przez wszystkich, seksowny, piekielnie bogaty facet - PRAGNIE TU I TERAZ zwyczajnej dziewczyny.  

To jest to, o czym pisałam wyżej - pasji u mężczyzny. Jedna jest ta związana z zainteresowaniami, druga wiąże się z osobą. [Wykluczam tu od razu stalkerów, obsesyjnych - seryjnych morderców, gwałcicieli i ludzi tego pokroju.] Mówimy tu o sytuacji, gdy mężczyzna pożąda Cię, pragnie, chce mieć Cię na własność, nasycić się Tobą, jest tak silna chemia między Wami, że powietrze staje w płomieniach. To jest właśnie to! To poraża, spala i wciąga. Tego się pragnie. 


4. Christian Grey - pożądany przez wszystkich, seksowny, piekielnie bogaty facet - ma mroczną tajemnicę, którą za wszystkie skarby świata kobieta chce poznać. 

To przecież oczywiste!

5. Christian Grey nie lubi być dotykany i nie śpi z kochanką w jednym łóżku. Ma mroczną przeszłość, która go zepsuła. 

Jak wiadomo kobiety uwielbiają zepsutych mężczyzn. Nie ma nic bardziej pociągającego niż świadomość, że możesz faceta naprawić. Wyciągnąć z dna, postawić na nogi, tchnąć życie i miłość, otworzyć na świat. No nic bardziej nie ekscytuje. Nie ma takiej opcji. 

Przykład filmowy? Madame De Tourvel, grana przez M. Pfeiffer, w filmie "Niebezpieczne związki".

Źle bidulka skończyła. 

Czy bronię filmu? Nie, absolutnie, kategorycznie nie. Zadaję sobie tylko pytania i stawiam tezy. Zgadzasz się czy też nie, napisz w komentarzu co o tym sądzisz. 

sobota, 14 marca 2015

Szymon Wolf. Kim jest, o czym marzy i czego się wypiera?

Ostatnie skrzydło tryptyku pn. Szymon Wolf. Jeśli chcesz przeczytać poprzednie części, sprawdź tutaj i tutaj. 

Szymon Wolf. Kim jest, o czym marzy i czego się wypiera? Przeczytajcie sami. 


Meg: Czy marka ZGP jest na tyle rozpoznawana, że Ty jako organizator przyjeżdżając do potencjalnego sponsora mówisz: Jestem z Zimowej Giełdy Piosenki a oni już wyciągają ciasteczka z biurka? Co Pan potrzebuje? Proszę sobie wybierać. 

Sz.W. Tak się zdarzyło. Nie powiem, że wszędzie ale po to są te wszystkie nasze działania, by faktycznie tę markę wypromować. Tak było w Głogówku, gdzie wcześniej nie rozmawialiśmy z przedstawicielem tej instytucji. Zdziwiło nas to, że była osoba, która wiedziała czym jest ZGP. Mało tego! Mówiła, że słyszała reklamę w Radiu! A druga opcja jest taka, że w zeszłym roku gościliśmy przedstawicieli domów kultury z Olesna, Strzelec Opolskich. Oni będąc pod wrażeniem tego co zobaczyli, w tym roku bez wahania zgodzili się na udział. 

Meg: To świadczy o pełnym profesjonalizmie organizacji ZGP, która jakby nie było wywodzi się ze studenckich korzeni. 
Ale przechodząc do znacznie znacznie znacznie ciekawszego tematu czyli do Ciebie. Jesteś prezenterem i dziennikarzem Radia Sygnały, ostatnio próbujesz swoich sił w realizacji dźwięku, jesteś referentem ds. kultury w Studenckim Centrum Kultury, nieformalnym członkiem Samorządu Studenckiego UO, producentem muzyczny, reżyserem wydarzeń artystycznych, dyrektorem artystycznym. O czymś zapomniałam? 

Sz.W.: Nie, ale nie wiem o kim mówisz. Ja nie śmiałbym się nazwać ani producentem - producentem jest Marcin Bors, mi do producenta bardzo daleko.
Nie nazwałbym się reżyserem - reżyserem jest Grzegorz Jarzyna, Janusz Józefowicz. Dziennikarzem też nie jestem - bardziej bawię się w tę formę i bawi mnie to, że mogę sobie pogadać do mikrofonu i jest mi miło, jeśli ludzie słuchają tego. Takich określeń wobec siebie bym nie użył. Może oprócz mojego tytułu pracowniczego. Jestem dumnym referentem ds. kultury na Uniwersytecie Opolskiem. Jest to niestety ciężar, który trzeba dźwigać codziennie. Rano budząc się z wypiekami na twarzy z myślą, Czy ja podołam temu wyzwaniu, który narzucił na mnie Uniwersytet? Nie wiem czy dam radę. Ale każdego dnia wstaję i mówię sobie "Yes, we can" albo "Yes, I can", staram się wtedy wyglądać jak Ken i przychodzę do pracy. 

Meg: Szymon, jeśli ktoś weźmie do ręki płytę z Zimowej Giełdy Piosenki 2014, 2013, płytę z kolędami to przeczyta: Szymon Wolf - producent. 

Sz. W: Jest tak napisane bo nie wiedziałem jak siebie nazwać i jedyną wolną kwestią było to, bo Leszek Bil zajął już opcję tamburyna i nie mogłem się już tam wpisać. Powykreślałem wszystkie możliwe funkcje, ale obiecuję, że przy następnych produkcjach, będę się nazywać Działacz. To jest funkcja, która mnie bardzo kręci. 

Meg: Bardzo skromnie, ale faktem jest, że to ile przesiedziałeś przy nagrywaniu i tworzeniu tych płyt, to wyglądało to na trudną pracę. Opowiedz z perspektywy producenta muzycznego Szymona Wolfa....

Sz.W.: Ja jestem działaczem UO, ale płyta i reszta rzeczy nie zadziałaby się, gdyby nie sztab ludzi, którzy mają zajawkę. Jak dobrze wiemy, wszystko co się odbywa w Studenckim Centrum Kultury i niestety na Uniwersytecie...

Meg: Niestety? 

Sz.W.:  .... jest bezkosztowe. A profesjonalizacja pewnych działań wymaga włożenia w to naprawdę  solidnych środków. Tylko po to, by móc wypuścić w świat nagranie, film lub płytę, której nie będziemy się wstydzić. Takie rzeczy niestety wymagają nakładów finansowych, umysłowych. Jeśli się nie ma tych finansowych, to trzeba mieć jeszcze ludzi, którzy maja zajawkę do robienia czegoś, co może ich czegoś nauczyć i co da im satysfakcję.  Niestety mamy społeczeństwo coraz bardziej konsumpcyjne, pytające "A co ja z tego będę miał?" ,ale są na szczęście jeszcze ludzie, którzy wchodzą w te inicjatywy, bo widzą w tym korzyść, która pozwoli im na atrakcyjne spędzenie czasu, kreatywne. Rozwijające umiejętności.  

Meg: Szymon, wypierasz się tego bardzo, ale powiedz w końcu jak to jest nagrać płytę?  Trzy płyty!       

Sz.W.: Gdybym był jak Zbuku i rapował, to bym powiedział, że.... fajnie jest nagrać trzy płyty, a ja tylko i wyłącznie pilnowałem terminów; tego, by realizator - Leszek Bil - ograł ten temat szybko i sprawnie. Nigdy  w życiu nie powiem, że wydałem 3 płyty. To nie ja. Ja tylko lepiej albo gorzej sprawiłem, że te płyty w końcu wydane i wypuszczone w świat. 

Meg: Teraz na tapecie będzie reżyser kina akcji, dyrektor artystyczny takich wydarzeń jak Piastonalia, Kulturalia, Muzyczne spotkania na Wzgórzu Uniwersyteckim i inne. Ja wiem, że za Tobą jest sztab ludzi, ale to ty jesteś mózgiem artystycznym tych akcji. 

Sz.W.: Tak, tylko nie reżyser a działacz. Każdorazowo przy organizacji takiego wydarzenia przyświeca mi idea tego, żeby to miało jakiś pomysł. Każdy może zorganizować koncerty, wydarzenia kulturalne. To mało skomplikowana kwestia, tylko ja, jako widz chcę przyjść na koncert, które ma ręce, nogi, pomysł, zamysł. Planując wydarzenia, które wymieniłaś, staram się znaleźć idee, spójność. Taką, która zainteresuje ludzi. Podkreślę jeszcze raz, wyzwaniem nie jest organizacja wydarzenia. Wyzwaniem jest zrobienie czegoś na co przyjdą ludzie i będzie zupełnie inne od tego co widzieli wcześniej. 

Meg: Skąd czerpiesz inspiracje? Pod prysznicem stoisz długo? 

Sz.W.: Noo, długo i myślę o różnych sprawach, ale nie o inspiracjach. ;) Nie wiem, podglądam, oglądam...  

Meg: Kogą podglądasz? 


Sz.W. Dziewczyny w akademikach, jak się kąpią. Ale to rzadko.... Żartuję oczywiście. ;)  Staram się oglądać sporo takich wydarzeń gdzie tylko można i staram się przenosić to na nasz grunt opolski rzeczy, o których ktoś mi mówi, że jest to niemożliwe do wykonania. Taka chęć profesjonalizacji pojawiła się, gdy poszedłem na próbę Festiwalu Opolskiego i zobaczyłem, że porządny przegląd muzyczny musi się wiązać z próbami. To tak jak z samochodem. Każdy kto ma Fiat 126p chce później Cinquecento. Później jak się ma Cinquecento, to chce Punto. A jak jest Punto to się marzy o Skodzie Fabii. A jak się ma Fabię to myśli, że się Pana Boga za pięty złapało i się później nic nie chce. 

Meg: Czy Szymon Wolf ma wolny czas?

Sz.W.: Zależy dla kogo. Dla siebie nie mam, ale dla kogoś może znajdę. Wszystkie panie zainteresowane... 

Meg: Pytam o zainteresowania. 

Sz.W.: Bardzo lubię chodzić do kina i czytać książki. Chciałbym mieć więcej czasu i kasy na kino, by być w nim codziennie. Gdybym mógł to wybudowałbym sobie prywatne, by poczuć magię kina, bo nie lubię oglądać filmów na komputerze. 

Meg: Czy jak byłeś mały chciałeś zostać sławnym piłkarzem? 

Sz.W.: Nie, na początku chciałem zostać terrorystą. Byłem na pokazie terrorystycznym i bardzo mi się podobało...

Meg: Antyterrorystą...

Sz.W.: Tak, tylko mi się trochę porąbało i zamiast być anty... to ja chciałem być terrorystą bo oni byli fajniejsi. Bo uciekali i w ogóle. Później chciałem być księdzem bo to też było fajne, ale szybko zrezygnowałem jak mi ksiądz dał pierwszego Snickersa. Nie no, piłkarzem zawsze chciałem być. Do dzisiaj śnią mi się sny, że gram w jakichś meczach wielkich. Że zdobywam puchary świata. Do teraz mam takie marzenie, dopóki jestem w wieku poborowym czyli piłkarskim... Leo Messi jest moim rówieśnikiem, więc spokojnie, gdyby FC Barcelona zgłosiłaby się po mnie to może znalazłbym wolny termin. 

źródło: www.se.pl

Meg: A komu kibicujesz? 

Sz.W.: Lechowi. Zawsze kibicowałem Lechowi Wałęsie....(śmiech) KS ŻYTNIÓW! LZS Wiertarki Świętochłowice i klub moich marzeń - Lotnik Twardogóra. HEJ LOTNIK!



Meg: (śmiech) Dzięki Szymon.

czwartek, 5 marca 2015

Mamo! Tato! Jestem w radiu!



Ostatnie tygodnie obfitują w moje różne występy w mediach. Starałam się je pozbierać w jedno miejsce, czego efektem jest ten post. Gdyby ktoś był zainteresowany moją osobą to zachęcam do oglądania i słuchania. A nuż komuś do czegoś się przyda. :)

Rozmowa Tygodnia w SETA TV:



O Toastmasters Opole w Radiu Doxa.


O warsztacie z crowdfundingu - finansowaniu społecznościowym w ramach Karierosfery 2015 w Radiu Opole.


O tym co daje mi przynależność do Toastmasters Opole w Radiu Opole





środa, 4 marca 2015

Co by było gdyby Grechuta growlował? Szymon Wolf odpowiada

Środa to dobry dzień na ponowne spotkanie z Szymonem Wolfem, sercem i mózgiem Zimowej Giełdy Piosenki. Dziś dowiecie się kto zachwycił Wojciecha Waglewskiego i czy da się połączyć metal z Grechutą. Zapraszam do lektury. 



Meg: Poruszyłeś wiele wątków, które prowokują we mnie pytania. Finał z 2009 odbył się w Szkole Muzycznej, późniejszy w Narodowym Centrum Polskiej Piosenki. ZGP była także w Filharmonii, Klubie Kocioł, Auli W. Teologicznego, w MDKu. Teraz jest to Studenckie Centrum Kultury. Czy w swojej wizji Zimowej Giełdy widzisz ją jako alternatywne wydarzenie, a'la PandaArt Festival? 

Sz.W.: To przede wszystkim przegląd zespołów studenckich, to kluczowa kwestia. Nie będę tego festiwalu sprowadzał na muzyczne ścieżki alternatywy, reggae czy muzyki rockowej. Muzyka studencka ma naprawdę bardzo różne oblicza i ta muzyka sięga od tej progresywnej po nawet klasyczną. Marzy mi się, żeby ZGP była takim przeglądem różnorodności studenckiej. Chciałbym, żeby ludzie przychodzący na Giełdę słuchali takich aranżacji, które później bedą chcieli mieć na płycie, o które będą się upominać. 2013 to był rok, w którym zespół Grawitacja nagrał bardzo fajną muzykę do tekstu Czesława Miłosza. Czasami sobie to słucham. Zespół Pelvis też się ciekawie zaprezentował. 2014 rok należał do zespołu Fankatak, który utwór Osieckiej "Nie ma jak pompa" tak odświeżył i tak zrobił, że ludzie na ich koncertach - zespołu hip-hopowego - świetnie się bawią. Jestem z tego nawet dumny, bo wiem, że przygotowali ten utwór za sprawą Zimowej Giełdy Piosenki. Zespół Stan też grał utwór "Do polityka" na swoich koncertach. Nie chciałbym, by Zimowa Giełda w jakąś stronę szła. Chociaż... w latach 60., 70. ZGP była typowym przykładem piosenki poetyckiej, autorskiej. Czasy się pozmieniały,dziś 70% nagrań, które zespoły zgłaszają do Giełdy to muzyka rockowa. Nie wiem z czego to wynika.


                                          Fankatak: słuchaj od 4:26


Meg: Finał pokazuje, że jednak te rockowe zespoły nie wygrywają. Mist wysuwa się z tej koncepcji i Fankatak, Zagi, Bongostan. Niekoniecznie ten rock wygrywa. 

Sz.W.: Ten problem wynika z tego, że jeśli słyszymy na 10 zespołów jakieś 7-8 rockowych, to ten jeden, który zagra delikatniej, coś innego, nagle staje się  czymś wyjątkowym i zauważalnym. Dlatego tak bardzo zależy mi na różnorodności Zimowej Giełdy Piosenki. Chcę, by każdy był zaskoczony aranżacjami artystów, którym będzie poświęcony przegląd. 

Meg: Czy to, że w skład zgłaszanego do Zimowej zespołu musi wchodzić student oznacza od razu, że wykonują oni piosenkę studencką? 

Sz.W.: Nie, nie, nie. Szczerze mówiąc, nie wydaje mi się, żeby było coś takiego jak piosenka studencka istniało. Może kiedyś była. Jeśli ktoś mi zdefiniuje czym jest piosenka studencka, to mu pogratuluję. W studentach gra cała gama różnych gatunków muzycznych. Wniosek stąd taki: nie ma takiej opcji, by ktoś mi powiedział "Oto piosenka studencka". Chciałbym, żeby Giełda przez ten cały koloryt tych upodobań drzemiących w studentach przedstawiała.

Meg: O zespołach mówisz trochę jak o swoich dzieciach. Pamiętasz w jakim roku kto co zagrał. Czy śledzisz losy laureatów i czy Giełda jest forma trampoliny? 

Sz.W.: Może kiedyś Zimowa mogła być formą trampoliny, ale w momencie, w którym mamy telewizję, programy telewizyjne, żaden festiwal czy to Heineken czy to KFPP czy ten w Sopocie, nigdy już nie będzie trampoliną do sukcesu. Dlaczego? 

Ponieważ kiedyś ludzie po raz pierwszy, jedyny widzieli Urszulę Sipińską, Zbigniewa Wodeckiego, Czesława Niemena, Marka Grechutę w telewizji i dla nich to był wyznacznik, że ta osoba jest znana. W telewizji nie mógł się pokazać nikt przypadkowy. Dziś rolę festiwali przejęły programy talent - show. My przez pół roku obcujemy z Mają Hyży [kto to jest?? - przyp. M.K.], Grzegorzem Hyży [kto to jest?? - przyp. M.K.], Podsiadło, Brodką i innym finalistami. 
Zimowa Giełda nie stanie się nagle trampoliną do sukcesu i sławy. Ma ona dawać możliwości i pokazywać ich możliwości przed publicznością. Opolską ale także z innych miejscowości. W tym roku na przegląd przyjadą przedstawiciele z różnych ośrodków kultury i będą wybierać zespoły, które później zaprezentują się podczas poszczególnych wydarzeń w tych miastach. Mamy Brzeg, Olesno, Kluczbork, Praszkę, Krapkowice, Dobrzeń Wielki, mógłbym ich wymieniać jeszcze trochę - w tym roku będzie 15 takich delegacji. 

Czy śledzę? Zdarza mi się. Są zespoły, którym można wróżyć spory sukces. Można śmiało powiedzieć, że artystycznie, muzycznie, wizerunkowo jest to przygotowany zespół do tego, by rozpocząć wielką karierę. Są też takie, które zajęły dalsze miejsca w przeglądzie, częściej są widoczne niż laureaci. Jest kilka osób, którymi warto się chwalić. Będę się teraz chwalić: Kulturwa (2005), Natalia Grosiak (2001) zespół Micromusic, Jarosław Wasik, Basia Beuth, Bongostan. Wróżę sukces takim zespołom jak: Fankatak i Sekator. Zespół Sekator W OGÓLE nie wpisywał się w klimat ZGP i NIKT nie mógł sobie wyobrażać, znając ich muzykę, jak oni przygotują cover Marka Grechuty. Okazało się, że Rektor Uniwersytetu Opolskiego nie pamiętał żadnego zespołu z przeglądu 2012 z wyjątkiem Sekatora. 



Meg: Sekator zapadł w pamięć Rektora a który zespół zrobił największe wrażenie na Tobie? 

Sz.W. Było ich bardzo bardzo dużo. Niech pomyślę... Czuję taki niedosyt i jednocześnie ogromną chęć usłyszenia jeszcze raz tej samej aranżacji piosenki VooVoo w wykonaniu zespołu Chillin. Może nie jest to zespół wyjątkowy i wybitny ale cały czas mam w pamięci, to że pierwszy raz podczas prowadzenia imprezy, zasłuchałem się. Zresztą Wojciech Waglewski po wykonaniu tego zespołu, na obradach jury, powiedział, że nigdy nie słyszał tak pięknego wykonania jego utworu. Nie da się ukryć, że także chodzi mi po głowie Fankatak. To jest ewenement. zrobili to z humorem, Osiecką w taki sposób zrobić, to jest naprawdę wyzwanie. Zespół Grawitacja również. Już nie mogę doczekać się tegorocznego przeglądu, bo są takie zespoły, które mi się podobają.




Ciąg dalszy nastąpi. 

Jeśli podoba Ci to co przeczytałeś, napisz komentarz. Jeśli nie, napisz komentarz. 

niedziela, 1 marca 2015

Jak nie robić przeglądu muzycznego? Gosia Andrzejewicz, geje i Szymon Wolf

Człowiek, którego uwielbiam słuchać. Każda z jego historii kończy się zaskakująco, a trakcie słuchania mam w sobie cały wachlarz emocji. Czasem się go boję, mimo, że sporo wódki wypiliśmy razem. Pewnie tego nie wie, ale to przez niego przespałam jeden z Sylwestrów. Jak zwykle stał przy sprzęcie muzycznym i rozkręcał imprezę, ale nie miał kiedy z nami wypić. W swej dobroci serca postanowiłam wyrównać poziom alkoholu w jego krwi, co mnie zgubiło. Pocieszam się tym, że musiałam wyglądać zjawiskowo śpiąc w pozycji embrionalnej, o godz. 1.00, na podłodze, w długiej pięknej sukni i szpilkach. 

Dziś jednak o tym, jak zrewolucjonizował najważniejszy studencki przegląd muzyczny w tej części Polski. O Gosi Andrzejewicz. O tym jak nie prowadzić imprezy. Przedstawiam pierwszą z trzech odsłon wywiadu z Szymonem Wolfem, najbardziej kontrowersyjnym dziennikarzem Radia Sygnały, a dziś przede wszystkim mózgiem i sercem Zimowej Giełdy Piosenki. Zapraszam do lektury. 

Meg Kurowska blog



Meg: Szymon. Człowiek, który zdemokratyzował Zimową Giełdę Piosenki. Jak dowiedziałam się od Justyny Chudy, dziś jeszcze Wójtowicz, [była przewodniczącą SSUO - przyp. M.K.]: Pomysłem Szymona było wprowadzenie nowej formy eliminacji do Zimowej Giełdy Piosenki. Pierwszy raz, dokładnie w 2009 roku zespoły zgłaszając swoje utwory rywalizowały o względy słuchaczy podczas audycji w Radio Sygnałach. 



Szymon Wolf: Tak było, ale nie używałbym tu słowa "demokratyzacja" i "zdemokratyzował" ponieważ do ZGP każdy mógł się zgłosić. I z tego co wiem, ale mogę się mylić, przed tym zanim się zająłem ZGP, było tak, że zespoły się zgłaszały, zespoły i głównej mierze soliści i w zasadzie wszyscy Ci, którzy się zgłosili mieli szansę i możliwość zaprezentowania się podczas przeglądu. Wymyśliłem, że skoro mamy prężenie działające radio studenckie, można to połączyć, ale myślałem o tym bardziej w kontekście reklamy i o tym by to wydarzenie wypromować już wcześniej przed samym finałem.

I tak też się stało i tak jest każdego roku. Zespoły, które przysyłają zgłoszenia do ZGP biorą udział w eliminacjach. Z tego 10 zespołów zostaje finalistami, a każdego roku zgłoszeń jest ok 150 - 200. Za pierwszym - moim razem było to ok 60 zespołów i w audycjach brało udział po 6-7 zespołów. Dziś jest tych zespołów kilkanaście. I to powoduje tylko i wyłącznie reklamę naszego wydarzenia. W pewnym stopniu też demokratyzację, dlaczego? Bo ludzie mogą sobie wybrać sami, który zespół chcą usłyszeć. W dużym stopniu to są jego fani, ale później to przekłada się też na to, że ci ludzie którzy słuchali audycji są zainteresowani tym zespołem i np. włączają nasz przegląd ZGP na swoich komputerach. Śledzą to jak temu zespołowi się powodzi. 
Można usłyszeć zarzuty, że jest mniej przedstawicieli z Opola. Polemizowałbym bo to różnie z tym bywa. W zeszłym roku wygrał zespół Mist z Opola, w tym roku może się tak zdarzyć, że nie będzie zespołu z Opola, ale to tylko świadczy o tym, że otwieramy się z ZGP na to, by stać się znaczącym przeglądem ogólnopolskim.


Meg: Wróćmy jeszcze do tego co się działo przed XIX finałem ZGP, kiedy dołączyłeś do tego wszystkiego. Wtedy była przyjęta forma, że zespoły oraz soliści przesyłali swoje utwory na płytach i jury składające się z muzyków opolskich wybierało finalistów. Po XIX finale pojawili się słuchacze, którzy typować. Tu jest ta demokratyzacja, to oni wpływają na to kto przejdzie dalej.


Sz.W.: Głos tego ludu zaznaczył się i stał się znaczący w tym kontekście, ale do końca nie wiadomo czy to się przekłada na jakość. Według mnie trochę tak, bo Ci słuchacze raczej rozważnie głosują, ale są przykłady zespołów, które może muzycznie nie przedstawiają wybitnego poziomu artystycznego, ale mają wiele fanów, którzy na nich głosują. Ja wychodzę z tego założenia, że zespół musi później walczyć o sprzedaż swoich płyt, o ilość wyświetleń. Zespół, który sobie z tym średnio radzi, choćby nie wiem jak był zdolny, to bez tego będzie miał problem z zaistnieniem. Jest wiele zespołów na polskim rynku muzyczny, które są słabe a funkcjonują na nim, istnieją. Gosia Andrzejewicz...


Meg: Gosia Andrzejewicz to już chyba muzycznie nie żyje.

Sz. W.: A zdziwiłabyś się. Gosia Andrzejewicz gra koncerty. Bywa zapraszana na mniejsze - większe imprezy za zwrot kosztów dojazdów plus obiad w barze.

Meg: Dawno nie słyszałam jej w radio.

Sz.W.: I to jest chyba dobry znak, że polskie rozgłośnie starają się muzykę selekcjonować.

Meg: Jak wspominasz Twój pierwszy finał Zimowej Giełdy Piosenki, XIX?

Sz.W.: To był kluczowy przegląd, który pokazał mi troszeczkę jak nie organizować imprezy. To był przegląd, w który byłem pośrednio zaangażowany, bo ja przyszedłem do Justyny [Chudy - Wójtowicz - przyp. M.K.] i powiedziałem jej o swoim pomyśle, na co ona się zgodziła. Na dwa tygodnie przez samym finałem wyniknęły problemy. Koncert finałowy - Jana Ptaszyna Wróblewskiego - miał odbyć się w Filharmonii. Wówczas byłem negatywnie nastawiony do tego artysty, wybitnego, który wpisał się wielkimi literami w polską muzykę jazzową, ale z tego względu, że mnie od samego początku nie pasowało to, że koncert finałowy jest koncertem odłączonym od przeglądu zespołów. Nie było to ze sobą związane, bo w 2009 roku przegląd miał miejsce w Szkole Muzycznej w Opolu, od godz. 10 do godz. 17 a koncert finałowy miał miejsce w Filharmonii. 
Owszem przegląd miał też tam być, ale Filharmonia zaproponowała nam taką małą salkę z fortepianem. Ja po prostu nie wyobrażałem sobie zaprosić jakichkolwiek zespołów, żeby tam przyjechały. 

Znaleźliśmy z Justyną salę w Szkole Muzycznej w Opolu. Po wielkich bojach, prośbach zgodzili się. Przegląd zaczął się o godz. 10. Pamiętam, że wówczas był Kuba Kaczmarek, przedstawiciel programu Kuba Wojewódzki. On wybierał zespół, który miał wystąpić podczas tego programu. Nie było wcześniej żadnych prób technicznych. Po prostu zespół wchodził, nagłaśniał się i grał 3 piosenki. Dlatego niemiłosiernie ten przegląd się ciągnął. JA byłem tym przeglądem zmęczony. To było moje pierwsze prowadzenie imprezy, ale do tego jeszcze wrócę.
Przegląd od godziny 10.00, niemiłosiernie się ciągnęło, były różne różnistezespoły, było widać, że to męczy wszystkich. I co najgorsze, były zespoły, które się spóźniły i zamiast być na 13.00, przyjechały na 14.00, a ostatni zespół Szuszmimegele, [wygrał ten przegląd] przyjechał o godzinie 15.00 i występował jako ostatni. Później był ogłoszenie wyników i wszystko skończyło się o godz. 17.00. Były nerwy, bo w tym samym dniu Szkoła Muzyczna miała jeszcze swoje wydarzenie na tej sali. 

Po raz pierwszy dowiedziałem się na dzień przed, że prowadzę te imprezę. Prowadzić to z człowiekiem, który był twórcą kabaretu Cegła - Marcin Kaczmarek. Nie znając człowieka, poznając go na chwilę przed przeglądem w szybkiej rozmowie pod hasłem "No spoko, jakoś damy radę". Ja próbowałem dorównać mu żartami, ale szedł w tzw. wulgary. Żarty dość obcesowe, które powodują, że komuś może być niesmacznie i tak też się stało. I nigdy nie zapomnę sytuacji, było to w przerwie, kiedy podeszła do mnie Ola Mały i na otwartym mikrofonie [włączonym - przyp. M.K.] zaczęła mnie wyzywać, mówiąc: CO TY SOBIE WYOBRAŻASZ??? KIM TY JESTEŚ??? JAKIE TY  ŻARTY OPOWIADASZ??? To było tak, że człowiek który to prowadził - Marcin, notabene bardzo fajny człowiek, podpuszczał mnie. Szliśmy w żarty o gejach, o różnych nieprzyzwoitych... nie no, części ciała są przyzwoite, ale te żarty były nieprzyzwoite. I Ola mnie zjechała przy otwartym mikrofonie od A do Z. Ponoć to wszyscy słyszeli. Generalnie historia Zimowej Giełdy Piosenki w 2009 roku pokazała mi co zrobić, żeby ta Giełda nie wyglądała tak jak wyglądała. 

Przyszedł rok 2010, gdzie myślałem o w miarę jakimś sukcesie tej ZGP, bo załatwiłem Kubę Wojewódzkiego i parę innych nagród. Okazało się, że Samorząd [SSUO -przyp. M.K.] raczej nie chce, ze mną współpracować przy organizacji ZGP. Justyna nie odezwała się do mnie. W okolicach stycznia poszedłem do niej czy byłaby taka szansa na mój współudział, ale odpowiedziała mi, że ludzie z Samorządu raczej nie chcą, abym był związany z organizacją ZGP. Wtedy jubileuszową XX ZGP, obserwowałem jako dziennikarz relacjonujący przegląd. I tak naprawdę od 2010 roku, 2009 zaczęła się moja przygoda. Rok później przegląd wygrał Bongostan. Zagrał wtedy przepięknie zespół Chillin wykonując aranż jednego utworu z repertuaru Voo Voo, będącego wtedy gwiazdą ZGP. I po wszystkim przyszedł do mnie Tomek Bazan [Radio Opole - przyp. M.K.] zasiadający w jury, mówiąc: Robicie te Zimowe Giełdy. Niektóre aranżacja są naprawdę bardzo ciekawe, więc pomyślcie o tym, żeby je nagrywać. Każda Giełda uczy mnie czegoś innego i każe zwrócić mi uwagę na coś innego. Za każdym razem staram się zminimalizować błędy i wprowadzić coś nowego.

Ciąg dalszy nastąpi


Szukaj na tym blogu