środa, 21 sierpnia 2013

"Tak bardzo ból dupy" - o co?

Pracuję ostatnio nad swoją cierpliwością i empatią. Najwięcej jednak przykładam się do nieprzywiązywania się do rzeczy materialnych i zamartwiania na zapas. Staram się na wszystko patrzeć z szerszej perspektywy. Początkiem takiego myślenia było spotkanie najciekawszych ludzi jakich kiedykolwiek spotkałam- Kampanierów z Kuźni. Ich codzienne życie zrównało moje "problemy" z ziemią. To pokazało mi także, że nie jestem pępkiem świata i moje problemy nie muszą być rozwiązywane przez szereg specjalistów i skupiać uwagi wszystkich dookoła. Jestem na tyle dużą dziewczynką i "problemy" nie są drastyczne, bym sobie nie poradziła. Gdzieś kiedyś znalazłam pewien tekst, dziś przytaczam go z tej strony i chcę, żeby towarzyszył każdemu z Was :) :
Jeżeli masz jedzenie w lodówce,
ubranie na grzbiecie, dach nad głową i łóżko do spania...
To jesteś bogatszy niż 75% ludzi na świecie

Jeśli masz pieniadze w banku i trochę
drobnych w portfelu...
To należysz do 8% najbogatszych ludzi na świecie

Jeżeli obudziłeś się rano bardziej zdrowy niż chory...
To masz się lepiej niż milion ludzi, którzy nie
przeżyją tego tygodnia!

Jeżeli nigdy nie doświadczyłeś niebezpieczeństw wojny,
samotności, więzienia, tortur i głodu...
To jesteś w lepszym położeniu
niż 500 milionów ludzi na świecie

Jeżeli możesz chodzić do kościoła bez strachu, nie obawiając
się aresztowania, tortur lub śmierci...
To masz więcej szczęścia niż miliard ludzi
na tym świecie

Jeżeli Twoi rodzice żyją
i ciagle sa małżeństwem
...jesteś wyjatkową rzadkością

Jeśli potrafisz trzymać głowę wysoko z uśmiechem na twarzy
i umiesz okazać wdzięczność...
to jesteś wybrańcem, bo wielu potrafi być
wdzięcznym, ale niewielu to robi

Jeżeli możesz trzymać kogoś za rękę, przytulić kogoś
lub chociaż poklepać po ramieniu
...to jesteś szczęściarzem, bo możesz przekazać ukojenie

Jeżeli możesz przeczytać tę wiadomość,
to jesteś szczęśliwszy niż dwa miliardy ludzi,
którzy w ogóle nie umieją czytać.

Za każdym razem jak do niego sięgam, to ogarnia mnie pewien spokój. Że mój świat się nie wali pod nogami, że jestem zdrowa, że nic nie zagraża moim najbliższym. Ktoś zaraz może powiedzieć: "To głupie gadanie, nie możemy porównywać się do Murzynków, bo jest to nierozwojowe! I co zresztą obchodzą mnie jakieś Murzynki?!"  No dobra, ale patrzenie na szerszą perspektywę daje lepszy ogląd sytuacji. Po drugie, jeśli nie zaczniemy dobrze ukierunkowywać swoich osiągnięć, nauki i rozwiązań ekonomiczno- technologicznych to czeka nas wszystkich totalne rozwarstwienie społeczne i kulturowe. 




Zawsze mnie krew zalewa, gdy ludzie przeżywają jakieś materialne pierdoły, np. przebicie dętki w rowerze. Nie wiem jak reszta, ale kupując jakąś rzecz mam pełną świadomość, że może się zepsuć albo ktoś jej w tym pomoże. Jest to jakby wpisane w naturę materialności. Owszem, zirytuje się, bo może to zepsuć moje plany, ale nie przeżywam tego cały dzień. Szczęście, że ni komu nic się nie stało. Dobrym przykładem jest znany wszem i wobec list pewnej studentki. Koniecznie  przeczytajcie go- jeszcze raz! 

Dlaczego to piszę? Bo "tak bardzo ból dupy", gdy widzę jak wielkie rozterki i rozpacz malują się na twarzy ludzi przywiązanych do materialnych rzeczy. Do tych tragedii przeżywanych z byle powodu. Po śmierci i tak będziesz miał wyjebane na to czy Twój rower jeździ, bateria laptopa trzyma długo i czy masz odpowiednią komodę do zestawu w salonie, a konto w banku jest wyposażone w wielką ilość zer. Ważniejsza będzie pamięć ludzi o Tobie. Jaki byłeś dla nich i czy ich szanowałeś. 

Pewnie w komentarza pojawi się zdanie z kategorii racjonalnych: "Co za idealistyczne pierdoły gadasz! Ludzie muszą jeść, w co się ubrać, gdzie mieszkać, za coś opłacić rachunki. Za coś trzeba żyć!". Zgadzam się z tym, że nie można żyć o powietrzu. Czy jednak jesteśmy na Ziemi tylko po to, by pracować, jeść, spać i wydalać? To strasznie żałosna perspektywa. Po za tym takie przywiązywanie się do "posiadania" i zaspokajania fundamentalnych funkcji, prowadzi do ciągłego zamartwiania się: "a skąd wziąć na to pieniądze? a jak sobie nie poradzę? a to trzeba mieć..., żeby..." 
Nie ma co się zamartwiać i negatywnie myśleć. Margaret Thatcher wypowiedziała kiedyś bardzo mądre słowa: 
Dziewięćdziesiąt procent naszych zmartwień dotyczy spraw, które nigdy się nie zdarzą. 
Po drugie, negatywne myślenie tylko nas bardziej nakręca na porażkę. Po za tym wpędza nas w zły nastrój i tym samym zabija kreatywne myślenie i chęć działania. Wszystko to razem wzięte działa na nas destrukcyjnie. A jak mi nie wierzycie, to przeczytajcie artykuł z Forbes, który podsunęła mi niezawodna Marta M.!  

Swoim przyjaciołom zawsze powtarzam: Co ma być, to będzie... ale będzie dobrze. I tego się trzymajmy! ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szukaj na tym blogu