sobota, 31 sierpnia 2013

Zrozumieć niepojęte

Byłam pochłonięta rozmyślaniem o wielkich i małych rzeczach. Tak bardzo się tym zajęłam, że "na automacie" trafiłam na dworzec. No... prawie. Dopóki jakaś siostra zakonna nie stanęła mi na drodze. Jakież było moje zdziwienie, gdy serdecznie przywitała się ze mną po imieniu. Zajęło mi trochę czasu dopasowanie twarzy do postaci. To była Wioleta, koleżanka z licealnej ławki. 
Stałam tak chwilę, chłonąc widok przede mną. Obszerny, czarny, kilkuwarstwowy habit i ogromny welon na głowie. Na piersiach ogromny krzyż, a u pasa uwieszony był spory drewniany różaniec. Mniejszy, czarny trzymała w ręce.  

Wryło mnie w chodnik. Milion myśli przeleciało przez głowę, ale tak szybko, że nie zarejestrowałam ich zawartości. I to straszne pytanie zadane po dwóch latach niewidzenia: "Co u Ciebie słychać?" Nagle mój umysł stał się czysty. Jak opowiedzieć o 2 latach w parę minut?? Wybełkotałam coś o studiach, o chłopaku, coś o znajomych. Nie wiem czy coś sensownego zrozumiała z równoważników zdań. Próbowałam ogarnąć ją i to co się działo z nią przez ostatni czas. Jedyne co powiedziała to: "Bywało lepiej lub gorzej, no ale w końcu jest to" wskazując na habit. Dwa lata temu, gdy się z nią widziałam starała się wszystko jak najlepiej nam wyjaśnić- skąd to wszystko "zakonne". Wczoraj ograniczyła się tylko do kilku słów. Może była zmęczona tłumaczeniem rówieśnikom, którzy w tym samym czasie zastanawiają się na jakie studia magisterskie pójdą lub czy znajdą dobrą pracę. 

Najbardziej zszokowało mnie jak nazwała krzyż zwisający z szyi. Mówiła o nim pieszczotliwie "Mąż".  
Siedzi mi to w głowie i nie chce odpuścić. Może to doprowadziło mnie do prac Davida Lachapelle'a z 2003 r. Cykl nazywa się "Jesus is my Homeboy".

źródło: /https://www.artsy.net/artist/david-lachapelle


Tak nawiasem, zarzuca się autorowi, że obraża uczucia religijne pokazując Jezusa wśród prostytutek czy narkomanów. Nawet na imprezie (patrz Last Supper). Rzucający te opinie chyba nie wiedzą, jak się miała sprawa. ;)  

Wracając...nadal przeżywam to spotkanie. Z trudem przyzwyczajam się, że znajomi żenią się, koleżanki rodzą dzieci. Ktoś szuka stażu, inni znów wyjeżdżają do wielkich miast. Żyję powrotem na studia i moim nowym projektem. Nigdy jednak nie przypuszczałam, że ktoś z nas może trafić do klasztoru. Jakby to był inny wymiar. A może jest, kto to wie? :) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szukaj na tym blogu