Nie jestem fanką horrorów i unikam ich jak ognia. Wczoraj jednak nagięłam zasady i późną nocą odpaliłam Dziecko Rosemary w reż. Romana Polańskiego.
źródło: Filmweb |
Interesujący. Tyle mogę powiedzieć w jego temacie. Nie porwał, nie bałam się, nie śnił mi się Szatan ani nic z tych rzeczy. O ile pomysł jest ciekawy, to film jest przewidywalny. I jakiś taki... niestraszny.
Zastanawiam się teraz czy to problem z moją wyobraźnią czy z percepcją. Może przyzwyczaiłam się, że to musi bardziej grać na emocjach, sięgać do prymitywnych odruchów obronnych, pokazywać i wizualizować zło, przemoc? Że jeśli nie ma krwi, to musi niszczyć człowiekowi psychikę?
To mi przypomina kuchenne rewolucje w domu Kurowskich, gdy gotowałam coś a'la leczo. Wrzuciłam sporo przypraw, by było pikantne. Nie spodobał się to naczelnej Kucharce i się nakręciłyśmy na to kto ma lepsze, zdrowsze kubki smakowe. Oczywiście trwałam przy swoim, że na łyżce musi się dziać. Dziś zastanawiam się czy rzeczywiście papryka jest tak paprykowa, jak w tym leczo. I czy cukinia jest tak cukiniowo-pieprzna?
Mocniej, bardziej, szybciej. To chyba motto naszego pokolenia. A może całej kultury. Nie ma smaków podstawowych, są tylko te wyraziste lub zmiksowane.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz