Witajcie bardzo słonecznie,
obudziło mnie wspaniałe słońce, które rozświetliło złoto-wrześniową lipę przed oknem. To skłoniło mnie do refleksji nad przyrodą, a zwłaszcza tą w mieście.
Jakaś dziwna moda panuje na skrócenie wszelkiej zieleni do postaci figur geometrycznych. Same kloce a nie żywopłoty, drzewka też jakieś rachityczne. Tak tylko, żeby coś wśród betonu przeżyło. Jestem w stanie zrozumieć, że pielęgnacja takich roślin jest tańsza i mniej czasochłonna. Marzy mi się za to więcej takiej dzikiej, nieokrzesanej i jakby to nazwać... swojsko egzotycznej. Mam tu na myśli jakieś zagraniczne drzewka, wielobarwne, zupełnie nie pasujące do naturalnej przyrody w tej strefie klimatycznej. W parku słychać jakieś ptaki ciernistych krzewów. Wszystko takie globalne, że coraz rzadziej widzi się swojską wierzbę czy lipę. Mnie to się trochę do nich tęskni. I do takich angielskich ogrodów. Trochę tej swobody i nonszalancji brakuje. Co prawda znajdzie się w Brzegu Park Wolności (co za piękna nazwa!), w Opolu Pasieka i Wyspa Bolko cieszą oko, ale w centrum takie beznadziejne witki, przysypane smętną korą i otoczone jakimiś kamulcami. Trawa od linijki. Smutne to takie, przynajmniej dla mnie.
źródło: http://inspirowaninatura.pl/pionowe-ogrody/ |
Jakież było moje zdziwienie, gdy rok temu w centrum Opola, znalazłam rzędy kolorowych główek kapuścianych. Wszystkie kolory zieleni, czerwieni i fioletu. Ogrodnik miejski przyznał wtedy, że sięgnięto do rozwiązań z historii, gdzie w miastach zakładano ogrody warzywne i owocowe. Wszyscy łapali się za głowy: "Jak to tak, żeby kapusta w centrum rosła!" Przyznać trzeba, że był to pokrzepiający widok. W tym roku, będąc w Szczecinie, po raz pierwszy spotkałam się z inicjatywą miejskiego ogrodu. Szukam na te chwilę więcej informacji, ale to co do tej pory ogarnęłam to to, że w wybranym przez siebie miejscu, sąsiedzi, mieszkańcy miasta czy zgrana grupa zakłada uprawę swoich roślin i warzyw. Nie mam tu na myśli działek, o które ostatnio trwa walka. Po prostu wykorzystują wolną przestrzeń i uprawiają swoją zdrową żywność. W Szczecinie, gdzie to zaobserwowałam, ogród nie był ogrodzony i dostępny dla wszystkich. Ponadto odbywały się w nim warsztaty ekologiczne i spotkania z różnymi osobami. Było to dla mnie niezwykle inspirujące odkrycie. Zamarzył mi się taki ogród na kampusie UO, ale czy reszta studentów i władze uczelni są do tego przekonane? Dowiemy się za jakiś czas. :)
Coraz więcej ludzi zaczyna uprawiać warzywa na swoich balkonach. Z jednej strony jest to pocieszające, z drugiej ukazuje naszą tęsknotę do natury. Co począć, gdy nie ma się nawet balkonu a w pobliżu nie ma ogrodów miejskich? Pozostaje nam partyzanckie ogrodnictwo.
źrodło: http://www.futureearth.com.au/scape/seed-bombs/ |
"Guerrillagardening to działanie na korzyść właściciela gruntu zwykle bez pytania. Pielenie ogródka pod oknem administracji osiedla to mniej więcej to o co chodzi. Najważniejsze aby teren był publiczny lub zaniedbany." cytuję za Polskie Medium. Muszę przyznać, że strasznie korci mnie, żeby zasiać ładne chaszcze w niektórych miejscach, ale totalnie nie znam się na ogrodnictwie i nie ogarniam co o tej porze roku można sadzić. Gdyby zebrała się grupa chętnych jestem jak najbardziej za, a wszelkie psioczenie pod hasłem "Zieleń w mieście należy do obowiązku władzy i na to płacę podatki" mam w nosie, o! Chciałabym tylko przypomnieć, że wg art. 4 Konstytucji RP, to Naród ma władzę zwierzchnią. Czas realizować swoje prawa i obowiązki, nawet w tak mało politycznej sprawie. :) Marchewki w dłoń!
Przydatne linki:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz